O rozwój skoków pływackich – 1936r

iplywamy 12:36

O rozwój skoków pływackich – 1936r

O rozwój skoków pływackich - 1936r

W poprzednim numerze „Sportu Wodnego” omawiałem sprawę niskiego poziomu piłki wodnej w Polsce i starałem się wyszukać środki zaradcze. Jeżeli jednak o piłce wodnej mówiłem, że jej poziom jest niski, o tyle takie określenie dla skoków byłoby zbytnim optymizmem. Nie możemy bowiem mówić tu o niskim poziomie, a po prostu melancholijnie stwierdzić, że ta dyscyplina sportu pływackiego w Polsce w ogóle nie istnieje. Oczywiście tych paru zawodników (liczonych na palcach jednej ręki) i jedna zawodniczka, jakich mamy, nie obalają naszego twierdzenia iż skoki u nas nie istnieją.

Jaka jest tego przyczyna? Zdaje się, że dość prosta: skoki nie są ćwiczeniem wdzięcznem. Bez specjalnych warunków wrodzonych, jak doskonałe opanowanie mięśni, odwaga, sprężystość ciała, a nade wszystko jakiś nieuchwytny zmysł równowagi i położenia, które pozwalają na kierowanie mięśniami wtedy, gdy się jest oderwanym od ziemi jak wreszcie elegancja postawy i ruchów — bez tych warunków wrodzonych nie warto zabierać się do skoków. Już zatem liczba osób, któreby mogły skoki pływackie uprawiać jest bardzo ograniczona. Jeszcze mniejsza jest liczba tych, którzy mają tu widoki powodzenia. A przecież wszelkie początki w skokach są niesłychanie ciężkie i bolesne. Każdy skok nieudany — to jakby dotkliwa chłosta, czasem silniejsze uderzenie o wodę pozostawia na ciele wielki bolesny siniec. Ciężkie i bolesne bywają wprawdzie początki i innych sportów. Wszędzie indziej jednak po jakiem-takiem opanowaniu techniki te fizyczne dolegliwości kończą się. Przy uprawianiu skoków natomiast nawet wykwalifikowany zawodnik musi tłuc się systematycznie ciałem o wodę wtedy, gdy uczy się nowego, trudniejszego skoku.

W tych warunkach zrozumiałem jest, że się niewiele osób do tego sportu garnie. Z góry musimy wyłączyć spośród przyczyn upadku tej gałęzi sportu w Polsce kwestję braku skoczni. Te bowiem które są, stoję z reguły nieużywane (zwłaszcza wieże 5 i 10 metrowe), a zatem nie można mówić, że ich jest za mało. Nie możemy również narzekać na brak warunków do skoków w pływalniach zimowych, bowiem nie skacze się u nas także i latem. Skoro skocznie w basenach otwartych stoją z reguły bezczynnie, nie widać powodów do budowania kosztownych urządzeń do skoków w pływalniach krytych.

Przyczyna braku zainteresowania skokami ze strony zawodników jest zatem jasna. Można przeto przejść do zastanowienia się nad środkami zaradczemi. Wydaje się tu również zupełnie jasnem, że skoro do skoków trzeba specjalnej siły woli i pewnego poświęcenia, należy zawodników do tej dyscypliny zachęcać. Należy każdym pojawiającym się talentem zaopiekować się, otoczyć go szczególną troskliwością. Tymczasem zobaczymy co się w tej mierze robi? Przed dwoma laty pojawił się na mistrzostwach w Warszawie kilkunastoletni chłopak ze Śląska — Jędrasik — dziecko jeszcze, zdradzający niezwykły talent. Talent jego przejawiał się właśnie w zupełnym braku lęku i niezwykle rozwiniętym zmyśle równowagi. I cóż z nim się stało? Więcej na mistrzostwach się nie pojawił. Nie brał udziału w żadnych zawodach. Znikł. Dlaczego? Ponoć klub nie miał pieniędzy na przysłanie go do Warszawy. Talent ten zapewne nie jest zmarnowany bezpowrotnie. Ale widać już że nie został otoczony należyta opieką.

Albo inny przykład: Pietrzykowski. Jest to utalentowany skoczek, który doszedł do wysokiego dość poziomu. Niestety jednak jest on jednocześnie reprezentacyjnym gimnastykiem przyrządowym Sokoła. Stanął wobec alternatywy: skoki pływackie, czy gimnastyka? Obu tych sportów łączyć nadal nie mógł. Cóż wybrał? Oczywiście gimnastykę,

Gdyż tam się zawodnikami zajmują, wysyłają ich na zawody zagranicę, urządzają dla nich obozy w kraju, otwierają przed nimi możność udziału w olimpjadach. Jeżeli zaś uprawiać skoki pływackie ma się 2 razy do roku możność stawania do zawodów: w mistrzostwach okręgowych i W mistrzostwach Polski. Z programów międzypaństwowych i międzynarodowych skoki starannie wykreśla się, nie sprowadza się nawet żadnych konkurentów dla naszych skoczków. O obozach kondycyjnych niema mowy. Był jeden kurs, ale ten miał charakter instruktorskiego, ale nie treningowego dla czołowych zawodników.

Oczywiście takie negatywne ustosunkowanie się władz pływackich do skoczków musi tych paru ostatnich, których mamy, do reszty zniechęcać. Zwrócić bowiem trzeba uwagę, że wprawdzie w ogóle mamy wszystkiego paru skoczków w Polsce, ale między nimi jest trzech zupełnie dobrych (Pietrzykowski, Breguła, Ziaja), którzy nie osiągnęli wprawdzie poziomu olimpijskiego, ale w przeciętnej konkurencji międzynarodowej mogą z powodzeniem startować.

Jeżeli chodzi o skoki, jako część programu zawodów, nasze władze pływackie, i to wszystkie — solidarnie od związkowych, poprzez okręgowe, aż do klubowych — idą po linji najmniejszego oporu i nigdy nie urządzają zawodów w skokach, a zawsze tylko pokazy. Oczywiście pokaz nie wymaga organizacji, nie wymaga sędziowania, przygotowania tabliczek, prowadzenia protokołu, obliczania punktów i t. d. Wszystkich tych kłopotliwych czynności unika się, publiczność też woli pokaz niż konkurs, który zwykle jest zbyt długi i staje się nudny. Rezultat tego jest prosty: zawodnicy ćwiczą tylko te skoki, które umieją, paru najbardziej odpowiadających im numerów pokazowych, a zaniedbują te skoki, których nie lubią, i które sprawiają im większe trudności. Oczywiście gdy potem raz do roku W mistrzostwach wypadnie startować w konkursie, zaczynu się po paru skokach popisowych dramat ze skokami wyznaczonemi. Brak konkurencji, zawodów i dopingu jaki daje Walka, oczywiście musi przynieść też swój rezultat. Skoczkowie nabierają upodobań pokazowych, skaczą sobie dla Przyjemności, zapominają o systematycznym treningu.

Krótko więc mówiąc, jako drogę do poprawy sytuacji Wskazaćby należało: a) urządzanie conajmniej kilkakrotnie w sezonie w każdem środowisku( okręgu) zawodów w skokach, z uwzględnieniem poziomu miejscowych zawodników, to znaczy według programu dla odpowiednich klas: b) jak najczęstsze urządzanie zawodów dla skoczków mniej wykwalifikowanych, z odpowiednio łatwym programem (tego u nas nie robi się nigdy), c) zachęcanie zawodników młodszych, np. drogą wyznaczania nagród dla zwycięzców konkursów w klasach II i III-ej. d) urządzanie obozów trenin¬gowych pod okiem fachowego trenera dla zawodników wykwalifikowanych, e) wysyłanie czołowych zawodników zagranicę na zawody i sprowadzanie skoczków zagranicznych na zawody międzynarodowe w kraju, f) indywidualna opieka nad wybitniejszemi talentami, to znaczy zainteresowanie się przez Związek ich warunkami treningu i ułatwianie im pracy.

Poza tem wszystkiem należałoby również zastanowić się nad wprowadzeniem metod szwedzkich treningu skoków, polegających na skakaniu zimą w halach przy pomocy specjalnych aparatów. Metoda ta polega na tem, że zawodnik z małej skoczni skacze nad materacem, będąc w pasie przewiązanym, trener zaś w chwili skoku podciąga linę i asekuruje przed upadkiem. Dlatego mówię, że należałoby się „zastanowić” nad tem, a nie wręcz wprowadzić iż system ten nie wszędzie jest uznawany. Tak więc np. kraj najlepszych skoczków — Kalifornja — aparatów w ogóle nie uznaje. Przy klimacie kalifornijskim jednak można się bez tego obyć. Widzimy natomiast, że Szwecja aparatom tym hołduje, i to z dobrym wynikiem. Szwedzi mimo tak krótkiego i chłodnego skandynawskiego lata, mimo tak małej liczby dni o ciepłej wodzie, i mimo zupełnej niemożności skakania w tamtejszych zimowych pływalniach (których jest zresztą niewiele) doszli w skokach do bardzo wysokich wyników, i jako kraj zajmują zawsze trzecie miejsce w świecie po Stanach Zjednoczonych i Niemcach. Niewątpliwie intensywne stosowanie metody treningu „suchego” na pasach dało ten rezultat. Trening taki ma to do siebie, że zawodnik skacze śmiało i uczy się trudnych skoków, nie opłacając tego za każdym razem bolesnem uderzeniem o wodę.

W każdym razie wydaje się niewątpliwem, że Polski Związek Pływacki musi się specjalnie nad sprawą skoków zastanowić, jeżeli nie chce doprowadzić tego działu do zupełnej likwidacji. A przedewszystkiem należy zaniechać dotychczas stosowanej metody, to jest ignorowania tych działów, które stoją nisko przy ograniczaniu swych zainteresowań do konkurencyj lepiej postawionych.

Tadeusz Semadeni

Sport Wodny, Nr 9, maj 1936r

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

piętnaście + 5 =