Pod takim właśnie tytułem jedno z pism francuskich przeprowadziło ankietę wśród swoich czytelników, która to ankieta wzbudziła naturalnie niebywałe zainteresowanie i poprostu orgję dyskusji.
Ankieta była tem ciekawsza, że zwrócono się również z tem zapytaniem i do niektórych pań, zręcznie zmieniając nieco pytanie, które w tym wypadku brzmiało: „gdyby pani była mężczyzną, czy ożeniłaby się pani ze sportmenką?”
Ankietę skierowano w pierwszym rzędzie do świata literackiego, a przynajmniej wydrukowano odpowiedzi tylko ludzi pióra. A szkoda. Wartoby wiedzieć, jak na pytanie to zareagowaliby zwyklejsi śmiertelnicy.
Zpośród licznych odpowiedzi, przytaczamy kilka następujących opinij świata literackiego. Więc — Paul Reboux orzekł: „Ożenić się ze sportsmenką? — Już to uczyniłem. Moja żona codzień rano i po południu prowadzi samochód, triumfując bez trudu nad wszelkiemi trudnościami i dosłownie igrając z przepisami ruchu. Ale nasza policja jest tak elegancka dla pań… Mogłoby się wydawać, że nasz naczelnik policji codzień powtarza swym podwładnym tyradę Cyrana, która się kończy słowami: „Proszę, niech pani przejdzie”… Zresztą, żona moja poluje, uprawia sporty zimowe… Co do mnie — mój udział w małżeństwie polega na… zajmowaniu się kuchnią i zarabianiu na dwie osoby”.
Pani Aurel daje odpowiedź wyraźnie skierowaną przeciwko sportującym paniom:
„Gdybym była mężczyzną, ożeniłabym się z dziewczyną bardzo kobiecą, w niczem niepodobną do „garsonki”.
Już od dziesięciu lat kobieta paląca papierosy wzbudza wstręt w całym legjonie młodych ludzi o zdrowych zmysłach… Sportująca panienka może pozostać bardzo kobiecą, rozwijając racjonalnie swe mięśnie i sprawność, pod warunkiem jednak, że pozostanie na uboczu od gorączki zawodów sportowych, że nie zostanie zawodniczka.
Twierdzę, że każda namiętność — obok miłości — niszczy i podkopuje miłość. Sporty mają tylko jedną wielką wartość: przez zbliżenie młodzieży obu płci — doskonale wpływają na jej charakter. Jednakże, mężczyzna pokocha raczej kobietę, która pociąga go swą tajemniczością, pewnym dystansem bycia, aniżeli koleżankę sportową, z którą jest zżyty aż familjarnie. Zresztą, jak tylko rodzi się właśnie owa familjarność— znika miłość. Trudno ożenić się z kobietą, którą można po koleżeńsku poklepać po ramieniu…”
Nieco inaczej sformułował swą odpowiedź Clement Vautel:
„Wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod nazwą „sportsmenka”. Jeżeli to jest po prostu kobieta, grająca w tenisa, czy uprawiająca pływanie, ale bez nadmiernych ambicji, bez zaciętości, bez zaciskania zębów, a tylko — dla przyjemności czy dla zdrowia — to — co do mnie — ożeniłbym się z nią równie dobrze jak z każdą inną niesportsmenką, jednakże pod trze ma warunkami. 1. ona by się na to zgodziła, 2. ja byłbym w wolnym stanie i 3. — jeżeli nie przekroczyłbym jeszcze wieku, który uważam za odpowiedni do stanu małżeńskiego.
Ale jeżeli mowa o sportsmence, która publicznie występuje w… majteczkach, galopuje w biegu naprzełaj, skacze o tyczce (!), która chce być mistrzynią… nie ożeniłbym się z nią nigdy, chyba… że oszalałbym z miłości… W dodatku — nie lubię kobiet z wyrobionemi mięśniami. Atletka nigdy nie będzie moją Dulcyneą. Stanowczo wolę panią Recamier, miękko leżącą na swoim szeslongu i pod tym jednym względem — na pewno jestem podobny do Chateaubrianda”…
Za to Maurycy Dekobra odpowiada jak mężczyzna współczesny, dowcipnie i… wymijająco:
„Naturalnie ożeniłbym się ze sportsmenką. Gdybym kiedykolwiek miał popełnić fatalny błąd ożenku, wybrałbym tylko sportsmenkę. Mam wrażenie, że właśnie sportsmenka wnosi do życia małżeńskiego czynnik czegoś nieprzewidzianego.. Widzę, naprzykład doskonale, jak skakałbym w pełnem słońcu przez różne przeszkody w parku, gdyby moja żona była specjalistką biegów przez płotki. Mógłbym również razem z nią, gdyby była akrobatką, wyczyniać sztuki na trapezie… Mógłbym wreszcie ożenić się z kobietą, skaczącą do wody z mostu Concorde. Skakałbym z nią razem, a „po drodze” szeptałbym jej wiersze Rollinata… Nie ożeniłbym się tylko z kobietą, która uprawiałaby strzelanie… Bo wtedy — dla pewności — musiałbym chodzić w zbroi średniowiecznego rycerza”…
Ciekawie brzmi odpowiedź André de Fouquieres:
„Ożeniłbym się ze sportsmenką, pod warunkiem jednak, że nie dystansowałaby mnie w sportach, wtedy bowiem zbyt cierpiałaby na tem moja miłość własna… Musiałbym wtedy uprawiać sport, którego ona nie uprawia, albo też zrezygnować ze sportu zupełnie.
Jestem zdania, że sportsmenka ma szanse przez wiele lat zachować ładne linje ciała, być zdrową i pogodną. A to przecież przedłuża czas trwania miłości.
Sportsmenka, słusznie lekceważąca drobne szczególiki mieszczańskiego życia, miałaby szerszy pogląd ma całość. Być może, więcej interesowałoby ją wygranie meczu, aniżeli poszukiwanie… mojego rywala”.
Wreszcie — ostatni głos — oddajemy kobiecie, pani Rachilde:
„Gdybym była mężczyzną — sportowcem — naturalnie, ożeniłabym się ze sportsmenką, bo te same zamiłowania życiowe potęgują miłość. Ale nie uczyniłabym tego nigdy, gdybym była mężczyzną-literatem…
Sport każe mówić młodym dziewczętom — okropnym językiem, naszpikowanym wyrazami z gwary sportowej, daje im sposób bycia — męski. To wszystko nie jest zbyt zachęcającem, jeśli chodzi o małżeństwo literata ze sportsmenka”.
Tak mówią literaci. To co mówią, nie jest zbyt przyjemne dla sportujących pań. Ale pocieszmy się, że literaci w sprawach sportu są jeszcze bardzo konserwatywni i że poza nimi — jest legjon mężczyzn naprawdę współczesnych i — co najważniejsze — znających sport z życia, a nie z obserwacyj, czynionych w najlepszym razie — na trybunie. K. M.
Dwutygodnik Ilustrowany Start, nr 18, 1930 rok.
Jeden komentarz do “Czy Pan ożeniłby się ze sportsmenką?”