Mecz pływacki Polska-Czechosłowacja – 1933r

iplywamy 14:42

Mecz pływacki Polska-Czechosłowacja – 1933r

Mecz pływacki Polska-Czechosłowacja - 1933r

Czechosłowacja zwycięża Polskę 58 : 44

Niema nic trwałego na świecie. W pierwszych latach naszych spotkań z Czechosłowacją, kiedy pływacy czescy byli dla nas niedościgli, jedyną deską ratunku były nasze pływaczki. Jeszcze podczas ostatniego ciężko przegranego meczu w Pradze w r. 1931, ratowały naszą mizerną punktację zwycięstwa Nowakówny, Jarkuliszówny, Klauzówny i sztafety pań 4X100 m.

Tymczasem teraz wystarczyło, by Nowakówna i Jarkuliszówna wyszły za mąż i wycofały się z czynnego życia sportowego, by nasza reprezentacja pań poniosła ciężką klęskę 16:32. W tym stanie jednak na zmianę panowie, mimo przegranej w piłce wodnej, żabce i trampolinie, nadrobili w sumie 2 punkty. Mecz mimo to musiał być już przegrany. Mimo wielkich postępów, jakie poczyniły pływaczki czeskie w ostatnich dwu latach, gdybyśmy mieli dziś naszą kobiecą drużynę w takiej formie, w jakiej była ona w r. 1931 w Pradze, wygralibyśmy mecz bez trudu. Straciliśmy bowiem nie tylko Jarkuliszównę i Nowakównę, ale ponadto wszystkie crawlerki pogorszyły się w sposób niesłychany. Jedna Kratochwilówna stoi w sprincie na tem samem miejscu, i poprawiła się na 400 m., podczas gdy wszystkie pozostałe robią o kilka do kilkunastu sekund gorzej. Wystarczy wskazać, że na 4×100 m., pierwsze dwie miały w Pradze po 1:22, następne obie poniżej 1:30, Podczas gdy dzisiaj poza Kratochwilówną żadna z naszych crawlerek poniżej 1:30 nie zeszła, a taka np. Arndtówna, Wicemistrzyni Polski, pozwoliła sobie na czas 1:39 w sztafecie!

Honor naszych pań ratowała tylko Kratochwilówna zajmując dwa drugie miejsca w crawlu, oraz Klauzówna i Kokalji-Kowalewska w skokach. Obie one wprawdzie są gorsze, niż w roku zeszłym, w szczególności na Klauzównie znać skutki ciężkiej kontuzji, jakiej uległa na początku sezonu, jednak na swoje przeciwniczki okazały się one dostatecznie silne.

Wszystko się zmienia, i zmienił się też nasz stosunek w konkurencjach panów. Czechom nie przybył żaden nowy wielki talent (poza Leikertem w skokach), stracili dawne gwiazdy — Antosa, Medrickiego, Getreuera (chwilowo), i podobnie jak nasze panie Czeszkom, tak samo Czesi naszym pływakom nie byli w stanie w crawlu nikogo przeciwstawić. Jeden Steiner walczył jak równy z równym z Bocheńskim, ale też doczekał się w Polsce drugiego niebezpiecznego konkurenta, Karliczka, który w setce ustępował mu minimalnie. Szafetę 4×200 m., stanowiącą najlepszy sprawdzian rozwoju sportu pływackiego w danem państwie, oddali nam Czesi zupełnie bez walki, tak że Bocheński i Karliczek oszczędzając się do piłki wodnej, mogli w tej sztafecie płynąć spacerskiem po 2:35.

Wszystko się zmienia, i oto styl klasyczny, dawniej jedyna konkurencja, w której mieliśmy prawo głosu, dziś Jest naszą piętą achillesową. Straciliśmy ogółem w żabce osiem punktów, w sztafecie zmiennej 3×100 m. panów byliśmy bardzo radzi, gdy nasz żabkarz, Kaputek, oddał Czechowi Czegce tylko te parę metrów, które wyrobił Karliczek.

Bohaterem zawodów był, jak zwykle, Karliczek. Bocheński zrobił swoje, to jest zwyciężył na 100 i 400 m., i wprawdzie w sztafecie zmiennej uległ bezpośrednio Steinerowi, od którego wcześniej wystartował, jednak zrobił dość, by sztafetę wygrać. Bocheński zatem zrobił to, czego od niego oczekiwaliśmy, i co uważaliśmy z góry za wyniki „murowane”, jednak nie pokazał nic nadzwyczajnego.

Karliczek miał natomiast zadanie nierównie cięższe. Przede wszystkiem program, który był układany w tych czasach, gdy nikt nie przypuszczał, że ten sam pływak będzie nas reprezentować na 100 m. na wznak i na 400 m., kazał Karliczkowi odbyć dwie walki z groźnym Heilingiem bezpośrednio po 400 m., w których także musiał on pokonać obydwu Czechów. Ze wszystkiego tego wywiązał się on bez zarzutu. Zawsze był pierwszy, ale zawsze oglądał się za przeciwnikiem, by oszczędzać się do następnych konkurencyj. Drugiego dnia zawodów Karliczek pobił wicemistrza Czechosłowacji Schona — a więc po raz pierwszy kto inny, niż Bocheński pokonał czeskiego sprintera. Potem pływał jeszcze Karliczek w sztafecie, i wreszcie w meczu polo wykazał, że jest jednak najlepszym w Polsce graczem piłki wodnej.

Z piłkarzy naszych jesteśmy zupełnie zadowoleni. Przegrali 1:4 — ale przecież dotąd przegrywaliśmy zawsze 10 lub 8:0. Ostatecznie po straceniu w meczach z Czechami 4 bramek, uzyskaliśmy wreszcie jedną zdobytą! Szczęśliwym jej strzelcem był Schwaen, debjutujący w reprezentacji Polski. Mecz niedzielny przekonał nas, że druży¬na polska pod względem pływania i techniki piłki nie ustępuje Czechom, a to jest przecież zdobyczą najtrudniejszą do uzyskania, i jeżeli w roku przyszłym popracuje się dłużej nad jej zgraniem, będzie dla naszych rywali przeciwnikiem równorzędnym.

Z zawodników polskich zawiodły pokładane w nich nadzieje tylko niektóre pływaczki, porobiwszy czasy skandaliczne, ale ponieważ i tak przewidywaliśmy dla nich ostatnie miejsca, nie zaważyło to na punktacji ogólnej meczu.

Organizacja zawodów była bez zarzutu, a zawiodła jedynie publiczność i pogoda. Fatalne zimno było główną przyczyną słabych na ogół czasów. Padło wprawdzie kilka rekordów polskich i czeskich, lecz tylko z rąk młodych zawodników, będących w pełni postępów.

T. Semadeni

Sport Wodny, Nr 14, wrzesień 1933r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedemnaście + 4 =