O teren pływacki dla dzieci – 1935r

iplywamy 14:30

O teren pływacki dla dzieci – 1935r

O teren pływacki dla dzieci - 1935r

Dwie rzeczy nie ulegają wątpliwości: że pływanie jest najzdrowszym ze sportów i to, że dzieci od lat 8 — 13 uczą się pływać z nieporównaną łatwością.

Zdawałoby się tedy, że dla powyższych powodów, umasowienie pływactwa wśród rzesz dziecięcych odbywa się niejako automatycznie, siłą rzeczy. Tymczasem tak nie jest i sprawa ta przedstawia się u nas wciąż żałośnie. Winę ponoszą tu nie tylko kierownicy wychowania fizycznego, gdyż Kuratorjum Okr. Warsz. dawno już wydało polecenie nauki pływania dla I gimnazjalnej — ile bardzo przykra i szwankująca mocno w Polsce, a szczególniej w stolicy sprawa terenów pływackich.

Masowa nauka pływania dla dzieci ma miejsce jedynie w miejskiej Szkole Pływania i Wiosłowania Sekcji Hyg. Szkolnej na Wiśle. Tam jednakże z nauki korzystają wyłącznie dzieci ze szkół powszechnych miejskich i zawodowych. Ponieważ Wisła nie jest odpowiednim terenem do nauki, lekcje odbywają się na t. zw. „jeziorku”,, odgrodzonem od koryta groblą. Jest to również teren niezbyt odpowiedni, kapryśny, zależny od stanu wody w Wiśle, dno jest pełne dołów i mułu, a więc nau-ka odbywa się starym systemem na „wędce”; wobec powyższego, o zbiorowej nauce, obejmującej całe masy uczniów, mowy być nie może, a wszelkie próby w tym kierunku zawodzą.

Poza temi dwiema szkolnemi plażami, gdzie nauka odbywa się na spokojnej wodzie, niema na Wiśle żadnego terenu dla dziatwy. Można mówić jeszcze o Międzyszkolnej przystani Kuratorjum Okr. Szk. koło mostu Poniatowskiego, ale korzystają z niego nie dzieci, lecz starsza młodzież szkolna. Jednakże nawet dla starszych dzieci basen ten nie jest odpowiedni, jako po pierwsze zainstalowany na ostrym prądzie, po drugie mimo podniesienia podłogi w roku ubiegłym za głęboki, zwłaszcza w swej górnej części, co dopuszcza prowadzenie nauki jedynie w  płytszej połowie basenu, do ćwiczeń za krótkiej; ponadto zaś basen jest do zbiorowych kompletów za wązki.

Trzeba sobie uprzytomnić, jakie cechy powinien właściwie posiadać idealny teren do początkowej nauki pływania. A więc przede wszystkiem musi być płytki i obszerny. Następnie winien posiadać wodę możliwie ciepłą i czystą, jako, że, nauka nastręcza specjalnie wiele okazji do nałykania się wody i do przeziębnięcia.

Odrzuciwszy jako zagadnienie oddzielne i zbyt szerokie, kwestję bardzo zresztą ważną — czystości wody — stwierdzić należy, że najidealniejszym miejscem nauki pływania jest kryta zimowa pływalnia. Raz dla wysokiej temperatury wody (27 —28 st. C) i powietrza, powtóre ze względu na rozgrzewające natryski oraz suszarki do włosów, po trzecie zaś i głównie, z powodu stałości dna, płytkości terenu i braku prądu.

Jeśli chodzi o pływalnie zimowe, to w odniesieniu do zagadnienia nauki masowej dla dziatwy, przedstawiają one mimo wymienionych powyżej zalet teren nie do użytku. Już dzieci z I-ej gimn. są skrępowane głębokością basenu, gdyż woda w najpłytszem miejscu sięga im powyżej pasa, wskutek czego dalsze części basenu, coraz głębsze, nie dają się absolutnie do nauki wyzyskać. Dodać należy, że w Yacht Kl. Ofic. i w Ubezpieczalni na Wolskiej baseny posiadają skocznię, a pod nią nieckę 3 i pół metrową, na skutek czego spadek dna jest dość ostry, a tem samem teren do prowadzenia kursu dla dzieci nader ograniczony. Zamiast dwóch podłużnych ścian basenu, instruktor ma do rozporządzenia jedną poprzeczną, gdzie mieści się na siłę jakieś siedemnaścioro uczniów.

Warszawa, cierpiąca w ogóle na brak odpowiedniej pływalni, czeka wprawdzie na wykończenie basenów w CIWF-ie i Ymce, lecz te także, aczkolwiek zaprojektowane wzorowo, nie przewidują miejsca dla dziatwy, jak to się dzieje w wielu pływalniach zagranicznych (Budapeszt), a nawet w niektórych otwartych basenach Polski (Ciechocinek, Lwów). Jest nadzieja, że może zapowiedziany pałac sportowy w śródmieściu rozwiąże pomyślnie to zagadnienie, lecz do tego czasu „rosa oczy wyje”, jak mówi przysłowie.

Jeśli z kolei przyjrzymy się naszym pływalniom otwartym — sytuacja okaże się również mało pocieszająca. W lecie funkcjonuje wielki basen na Łazienkowskiej, który ma tę zaletę, że posiada gorące natryski w szatniach i tę wadę, że woda w nim jest zmieniana raz na miesiąc. Jako teren dla nauki przedstawia się o tyle słabo, że nawet na początku basenu woda dla dzieci 8-10-o letnich jest jeszcze zbyt głęboka, prócz tego, ponieważ basen jest przeznaczony dla szerszej publiczności, niema mowy o tem, aby nauka odbywała się w spokoju i porządku.

Drugi basen letni mieści się na pełnej żab i nenufarów łasze wiślanej w Parku Paderewskiego i należy do A.Z.S.-u. Główny basen pływacki, o naturalnem, mulistem dnie, 4 metry głęboki, jest objektem dla zawodników. Obok zbudowano mały „kojec” z drewnianą podłogą, dla nauki pływania. Można w nim b. ciasno pomieścić 15 uczniów, pływających wpoprzek, a jako, że basen jest nader wąski, nie podobna stosować ćwiczeń na „rozpływanie” się ucznia. Pozatem, ponieważ teren ten jest urządzony na naturalnej wodzie, przeto poziom jej bywa różny, a po deszczach nawet dla uczniów dorosłych zbyt głęboki, bo dochodzący do piersi, cóż dopiero mówić o uczącym się drobiazgu.

Jedynym terenem wodnym dla dzieci przedszkoli i szkół powszechnych jest dotychczas basenik brodzeniowy o żwirowem dnie w Saskim Ogrodzie, będący pod zarządem Towarzystwa Eugenicznego. Gdyby dało się go pogłębić i odpowiednio przystosować, mógłby prawdopodobnie dzięki swoim wymiarom i położeniu w śródmieściu posłużyć jako teren zbiorowej nauki pływania. Tego jednak dotychczas jeszcze nie zrealizowano.

Wracając do terenu na Wiśle, to na żadnej łasze czy plaży, przy żadnej szkole czy klubie czysto kobiecym, czy mieszanym niema urządzenia dla pływającej dziatwy. Uczyć się zatem mogą tylko starsi, z natury rzeczy mniej się do nauki nadający, a dzieci mogą z lekcji korzystać tylko indywidualnie, pojedyńczo i to „na wędce”, co nie prowadzi bynajmniej do umasowienia nauki i czyni ją ponadto kosztowną.

Przeciwko nauce na lince i kiju przemawia fakt, że niepodobna tym przestarzałym systemem nauczyć crawl’a, będącego stylem przyjętym powszechnie przez cały świat pływacki, jako najnaturalniejszym, a którego dzieci uczą się stosunkowo najłatwiej. System „na wędce” nie nadaje się nawet dla nauki „żaby”, którą wypacza, gdyż uczeń sztucznie podtrzymywany na pasie, nie nauczony samodzielnego utrzymywania się na wodzie przy „pomocy t. zw. strzałki, ma szalone trudności, gdy, nauczywszy się ruchów, musi przejść z „wędki” na wolną linkę.

Jak widać z nakreślonego tu obrazu sytuacji, małe dzieci są zasadniczo odsunięte od dobrodziejstw nauki pływania; do pływalni, czy też klubów nadwiślańskich przyprowadzane są w drodze wyjątku i uważane za zawadę, albo co najgorsze, a niestety zdarza się to nazbyt często — biorą udział w przejażdżkach i wycieczkach motorówką, żaglem lub rozpowszechnionym obecnie na szeroką skalę kajakiem. Tatuś czy mamusia umieją pływać — to ma wystarczyć. (Pływać, a umieć ratować, to także różnica!). A jakże często ci dorośli sami nie umieją pływać, narażając życie ma-łych istotek i własne przez takie zbrodnicze lekceważenie niebezpieczeństwa, którego nie doceniają i nie znają, bo tylko „wodniak” wie, jak groźny to żywioł — woda.

Za rozpowszechnieniem umiejętności pływackich wśród dzieci przemawiają przede wszystkiem względy bezpieczeństwa i zdrowia. Jednak również z punktu widzenia interesu sportu polskiego, zagadnienie to przedstawia się poważnie. Bolączką pływactwa naszego, zwłaszcza żeńskiego i pośrednią przyczyną niskiego poziomu w stosunku do zagranicy — jest brak narybku pływackiego w klubach. Umasowienie sportu pływackiego wśród dziatwy szkolnej, w konsekwencji przyniosłoby podniesienie poziomu sportowego, wpływając z czasem na ożywienie ruchu zawodniczego, dzięki możliwościom wyłonienia większej też by talentów i wczesnego ich rozwoju.

Dotychczas nauka pływania z wymienionych wyżej względów technicznych i w niemałym stopniu, dzięki zakorzenionemu ogólnie przesądowi, że 8-letnie dziecko jest do pływania „za małe” — obejmowała uczniów przeciętnie od jakichś lat 15-tu i w ten sposób pozbawiana była młodzież od szeregu lat arcy zdrowej rozrywki.

Dodatnie cechy pływania zbyt jaskrawo przemawiają same za siebie i zbyt są powszechnie znane, aby potrzebna była szczegółowa ich analiza w celu pozy¬skania ogółu dla idei powszechnego nauczania dzieci. Wystarczy przypomnieć, że rytmiczna praca całego ciała rozwija harmonijnie muskulaturę, wzmacnia serce i płuca, a zetknięcie z wodą wywołuje silną reakcję, ożywia krążenie krwi i przyśpiesza przemianę materji. Trzeba jednak sobie uprzytomnić zbawienny wpływ sportu pływackiego na organizm, aby zrozumieć, że nie wolno od niego odsuwać dzieci, którym ze względu na ich rozwój należą się przede wszystkiem racjonalne podstawy kultury fizycznej. Dlatego też należy im bezwarunkowo umożliwić całoroczne uprawianie tego idealnego sportu.

Byłoby rzeczą zbawienną dla tego zagadnienia, gdyby się niem poważnie zainteresował któryś z urzędów wychowania fizycznego, jak np. PUWF., czy też może po prostu Tow. Krzew. Kult. Fiz. Kobiet. Należałoby podjąć inicjatywę stworzenia specjalnej szkoły pływania dla dzieci, dajmy na to przy jakimś nowym klubie kobiecym, bądź samoistnego terenu na otwartej wodzie dla nauki latem, zaś w zimie trzeba by urządzić jakiś nowy basen, lub wydzierżawić i przystosować któryś z istniejących, wyłącznie do tego celu.

Otwarty teren dałoby się wydzierżawić od miasta. Mógłby to być (luźna idea) np. fort Dąbrowskiego na Czerniakowie, gdzie woda jest czysta i miejsca dużo. Oczywiście trzeba by to urządzić po europejsku, a przede wszystkiem zainstalować szatnie z natryskami, gdyż nasz kapryśny klimat nawet w lecie daje okazje do przeziębienia, a dzieci są przecież delikatne. Nie tu zresztą miejsce na szczegóły. Chodzi o rzucenie idei, o hasło „Stwórzmy teren pływacki dla dzieci!” Przy odpowiedniej propagandzie i urządzeniu szkoły, koszta szybko by się zamortyzowały, a placówka taka, na rów¬ni z ogródkami jordanowskiemi wyzwoliłaby małych mieszkańców stolicy z katorgi dusznego miejskiego lata. Zwłaszcza te maleństwa, które kryzys pozbawia wyjazdów nad morze czy rzekę, znalazłyby pełną, rozkoszną i zdrowa rozrywkę, jakiej nie dostarczy żaden ogród miejski.

Irena Pawska, Instr P.Z.P.

Dwutygodnik Ilustrowany Start, Nr 6, marzec 1935r

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 × trzy =