Pływanie. Jedyne w swoim rodzaju przejście między lokomocją naturalną a sztuczną. Naturalna o tyle, że ruch odbywa samo ciało ludzkie, bez pomocy zwierzęcia, przyboru, czy maszyny. Sztuczna, bo człowiek musiał ją wynaleźć, a nie przyswoił sobie we wczesnem dziecięctwie mocą instynktu, jak chód i bieg. W prawdzie na pierwszy rzut oka zachowanie się dziatwy wysp Oceanji przypomina trochę zwierzęta ziemnowodne. Ale to pozór, wywołany tradycją wielu wieków i naśladowaniem dzieci starszych przez młodsze.
Uwagi fizjologiczne. Ciężar właściwy naszego ciała, obliczony w raz z powietrzem, zawartym w płucach, różni się bardzo nieznacznie od ciężaru właściwego wody. Według obliczeń anatomów, przy miernym wydechu wartość ta wynosi 1,05, przy silnym wydechu wzrasta jeszcze. Przy maksymalnym wdechu jednak spada do 0,967. Podobne stosunki dotyczą i czworonogów. Dozwala im to pływać, po pierwszem wpadnięciu do wody, w sposób bardzo prosty. Ruchami kończyn, których koordynację posiadają już ze swej lokomocji ziemnej, uzyskują progresję ciała w wodzie, a zarazem, co najważniejsze, utrzymanie nozdrzy nad lej powierzchnią, które już zapewnia ocalenie od utonięcia. Dlaczego jednak człowiek musi mozolnie uczyć się pływania? Przeszkodą dlań jest w danym razie jego pionowa postawa. Wynika bowiem z niej, że szyjna część kręgosłupa posiada tylko niewielką lordozę, za małą na to, by w poziomej pozycji w wodzie stale utrzymać nozdrza na wierzchu. Trzeba mu zatem dopiero przyswajać długotrwałe statyczne skurcze mięśni karkowych, gdy u czworonoga lordozę podtrzymuje stałe ich napięcie (tonus). I może w tem właśnie leży tajemnica dzieci polinezyjskich. One idą pierwszy raz do wody jeszcze w okresie swej lokomocji poziomej (raczkowania), lub przynajmniej wkrótce po nim, korzystają przeto z łatwością z przywilejów fizjologicznych, jakie czworonóg posiada w tem środowisku.
Jak przedstawia się pływanie człowieka w charakterze zagadnienia czysto mechanicznego, tego nie możemy tu szczegółowo analizować, tem bardziej, że w dobrych nowszych podręcznikach (u nas Zaleski i Semadeni) rzecz jest w wystarczającej mierze uwzględniona. Zaznaczywszy tylko co najważniejsze, przejdziemy do fizjologicznej strony kwestji. Pozycje i ruchy pływaka w wodzie mają dwa cele. Po pierwsze, utrzymanie ciała w takim stosunku do powierzchni wody, by umożliwić prawidłowe i wydatne oddychanie, ważne tu podwójnie, bo i dla zmniejszenia ciężaru właściwego ciała i dla dostarczenia pracującym mięśniom tlenu. Po wtóre, ruch we wodzie wraz ze swemi w danym razie pożądanemi cechami (prędkość, wytrwałość, obrotność). By te cele osiągnąć, ciało pływaka stara się jak najbardziej upodobnić do brył, które w myśl zasad mechaniki najłatwiej przezwyciężają opór wody (torpeda, łódka ślizgowca, ciało ryb). Co więcej, stara się przybrać położenie poziome z lekkiem wygięciem w lędźwiach i karku. Daje to możność wyzyskania t. z. zasady ślizgowca, t. j. przeciwstawienie wodzie z przodu skośnej powierzchni oporu, która sprawia, że ciśnienie wody wypycha ciało w górę. W tymże duchu działają i ruchy kończyn w naturalnym stylu pływackim, do czego zaraz przyjdziemy.
Badania E. Mehla (Wiedeń) nad pływaniem w starożytności wykazały tak w papirusach staroegipskich, jak w dziełach sztuki greckiej i rzymskiej przewagę stylu, który od niedawna święci największe triumfy w sporcie pływackim nowoczesnym pud nazwą australijskiego, a potem amerykańskiego crawlu (czyt. krool = pełzanie). I znów wracamy do plemion polinezyjskich. Te stały się mistrzami świata cywilizowanego, który puścił był w niepamięć tradycję naturalnego pływania. U nich bowiem podpatrzyli Anglosasi technikę, która nie tylko w wyścigach okazała się zwycięską tak na krótkie jak długie mety, lecz ostała się wobec analizy naukowej. Dlatego pozwolimy sobie w dalszych wywodach pozostawić na boku „klasyczny” (częściowo bodaj u żab podpatrzony) styl pływania m piersiach i inne sztuczne, trudne do wyuczenia a pośledniejsze w swych wynikach sposoby. Znajdują one wprawdzie jeszcze obrońców, którzy twierdzą, że nauczanie trzeba zaczynać od pływania klasycznego: lecz to tylko stadjum przejściowe, które niebawem minie.
Ruchy pływaka zaczniemy od kończyn dolnych, te bowiem, jak już wspomnieliśmy, przyczyniają się do podtrzymywania ciała przy powierzchni wody, o ile bierzemy pod uwagę styl naturalny. Dzieje się to za pomocą niewielkich wychyleń w płaszczyźnie strzałkowej, polegających głównie na kolejno po sobie następujących skrajnych wyprostach w stawach biodrowych (aż do wychylenia pięty i łydki z wody), oraz powrotach do wyprostu (poziome położenie nogi). Mijając się na kształt nożyc, nogi wypychają w tył kliny wody i otrzymują od nich pchnięcie wprzód. Dzieje się więc tu na mniejszą skalę i w płaszczyźnie strzałkowej to samo, co w stylu klasycznym w płaszczyźnie czołowej. Kliny wypartej wody są tu węższe, lecz ruch powtarza się częściej, dając prędkość bardziej jednostajną. Nadto mniejsza obszerność ruchu nie przeciwstawia wodzie tak wielkich powierzchni oporu. Prócz tego działania nożycowego, ruch nóg w stylu naturalnym dokonywa też przesunięć. wody ku dołowi z reakcją, podnoszącą ciało ku powierzchni wody. Ale wróćmy do akcji mięśni. W stawach biodrowych oczywiście działają na przemian prostowniki i zginacze. Kolano tylko nieznacznie zgina się przy skrajnym wyproście biodra. Stale pracują statycznie zginacze podeszwowe stopy, która swym grzbietem powiększa powierzchnię uderzającą nogi.
Akcja kończyn górnych jest również asymetryczna (naprzemianstronna), co daje te same korzyści w porównaniu ze stylem klasycznym. Zarazem znacznie powolniejsza od czynności nóg, tak, że w dzisiejszym sporcie zawodniczym uważa się za normę 2—4 uderzeń nóg na jedno pociągnięcie ręki. I tu ruch dokonywa się prawie dokładnie w płaszczyźnie strzałkowej. Jest wszakże o wiele obszerniejszy, niż wychylenia nóg. To też redukuje się opór, przeciwstawiany wodzie, wykonywaniem mniej więcej połowy ruchu w powietrzu. Zacznijmy od chwili, gdy jedna z kończyn odzyskała, w położeniu poziomem, kontakt z wodą. Staw barkowy jest wówczas w stanie bliskim maksymalnego zgięcia, staw łokciowy, nadgarstek i palce w wyproście, ręka w pronacji. Następuje najważniejsza część pracy: wyprost w stawie barkowym o mniej więcej 90″. W pierwszych chwilach działa tylko pionowa składowa wywiązanej siły, przyczyniając się do utrzymania ciała przy powierzchni wody. Pozioma składowa, dająca ciału ruch wprzód, wzrasta wciąż, by stać się jedyną w położeniu pionowem. Dotąd lokujemy główny wysiłek dynamiczny w mięśniach, które (idąc za Hvors1evm) poznaliśmy już dawniej jako prostowniki stawu barkowego w tej pozycji, oraz w mm. przywodzących łopatki. Statycznie pracują nadto mm.: trójgłowy, nawrotne, ustalające nadgarstek i prostowniki palców. Ruchu tego nie wolno kontynuować poza położenie pionowe kończyny, gdyż odtąd powstałaby pionowa składowa, działająca na zanurzenie ciała. Pływak pozostawia zatem rękę i przedramię w pozycji pionowej i uginając łokieć oraz prostując dalej staw barkowy, kontynuuje pożyteczną akcję dolnej części kończyny, działanie zanurzające zaś ogranicza do powierzchni ramienia. Następuje wyjęcie kończyny z wody i ruch w powietrzu, którego nie analizujemy, ograniczając się do wskazania na podobieństwo z mechaniką rzutu, który nazwaliśmy „prostym górnym”. Tylko kierunek tu bardziej zbliżony do podłużnej osi ciała, a energja skurczów mniejsza.
Do tego, co już mówiliśmy o pozycji tułowiu, dodamy, że obok statycznej pracy mięśni karku i grzbietu, nie brak tu i wysiłków dynamicznych. Skośne mięśnie grzbietu i brzucha wspomagają akcję kończyn górnych (podobnież jak przy ciosach, rzutach itp.), dając skręt tułowiu w stronę przeciwną ręce zanurzonej. Dobry pływak stale zanurza część twarzy, oszczędzając przez to wysiłku swym mm. karkowym i zmniejszając opór, przeciwstawiany wodzie. Dla wdechu korzysta z wychylenia nosa i ust nad wodę przy skręcie tułowiu, wydech zaś wykonywa pod wodą.
Tyle o zasadniczych ruchach pływackich. Nie mamy tu miejsca na omówienie skoków do wody, nurkowania, ćwiczeń ratowniczych itp. Analiza fizjologiczna tych elementów nie będzie wszakże trudna w zestawieniu ze znanemi już formami.
Wartość zdrowotno-wychowawcza. Pod względem zbliżenia do ideału ćwiczenia wszechstronnego, pływania trzeba zaliczyć do kilku najlepszych form, jakie znamy. Wydatna praca rytmiczna ogromnych mas mięśni obu par kończyn i tułowiu, łączy się tu z hartującym działaniem kąpieli, a w większości przypadków też z wpływem wolnego powietrza i słońca. W szerokich również granicach działa korzystnie ochładzający wpływ wody: pomiary temperatury wykazały najczęściej zupełne lub prawie zupełne wyrównanie nadwyżki ciepła, wytworzonej przez pracę mięśni. Statyczne wysiłki mięśni karku i grzbietu znów stanowią pożądany czynnik pomocniczy w pracy wychowawcy nad postawą ucznia. Zniewolenie do ścisłego uregulowania rytmu oddechowego i do głębokich wdechów, czyni z pływania lepsze ćwiczenie oddechowe, niżby wynikało z samego charakteru tego sportu jako ćw. szybkiego lub trwałego (zależnie od tempa i dystansu). Doc. Reicherówna (Warsz.) wykazała u pływaków wentylację płuc wzmożoną także w spoczynku. Co do pracy serca u pływaka, do niedawna zdania uczonych były sprzeczne. Serja eksperymentów Liljestranda i Lindharda wszakże, jak się zdaje, dostarczyła ostatecznego dowodu na korzyść tezy, że pływanie wymaga więcej pracy serca, niż wynika z zapotrzebowania energji, mierzonego zużyciem tlenu. Już przedtem wysnuwano takie przypuszczenie z założeń teoretycznych i pomiarów ciśnienia krwi. Pływamy prawie zawsze w wodzie chłodnej, zwężającej wybitnie naczynia skórne, co oczywiście stanowi dodatkową (obok pracy mięśni) przyczynę wzrostu ciśnienia krwi większego utrudnienia pracy serca. Be zwątpienia też część przypadków utonięcia nawet dobrych pływaków, trzeba odnieść do wyczerpania mięśnia sercowego. Dlatego trudno nam się zgodzić, na zaliczenie wyścigów pływackich do pożądanych zabiegów wychowawczych. Dobry nauczyciel znajdzie wszak i poza niemi zawsze dość pożytecznych i interesujących ćwiczeń i prób sprawności pływackiej. Ale i gra w piłkę wodną (water-polo) okazuje się ćwiczeniem pływackiem, nadającem się tylko dla osobników o szczególnie odpornym układzie krążenia. Reicherówna znalazła u graczy po wysiłku stan który charakteryzuje jako zastoinę o wysokiem napięciu. Szczególną uwagę trzeba poświęcić dzieciom, które przy zwykłem nawet pływaniu, według tejże autorki, skłonne są do zaburzeń krążenia. Należy zatem tu starannie określić warunki dopuszczalne dla danego dziecka, tak co do ciepłoty wody, jak trwania i natężenia pracy.
Prócz oddechu i krążenia, także nerki wykazują u pływaków dość wybitne zmiany po wysiłku. Są to objawy podrażnienia tego organu, zależne nie tylko od pracy mięśni, lecz i temperatury wody — występują bowiem z niewiele mniejszą siłą po zwykłej kąpieli zimnej.
Jak wiadomo, ze sportami wodnemi w ogóle, a najbardziej z pływaniem, łączy się ryzyko utonięcia, nawet w razie dobrego opanowania sztuki pływania. Lekarze sportowi bacznie śledzą przyczyny nagłej śmierci w wodzie i uwaga ich szczególnie zwróciła się ku konstytucjonalnie słabej budowie serca. M. Burger radzi przed zawodami pływackiemi badać kandydatów próbą Valsaivy, w przypuszczeniu, że to właśnie wzmożenie ciśnienia śródpiersiowego bywa u tych ludzi przyczyną śmierci. Doc. Reicherówna (Warszawa) częściowo tylko zapatrywanie to potwierdza.
Wartość psychiczno-wychowawcza. Szybkość i celowość reakcji ćwiczą się tu nade wszystko przy próbach ratowniczych. Wysokie stopnie odwagi wobec niebezpieczeństw, jakie przedstawia środowisko wodne, wchodzą w grę, zwłaszcza gdy uczeń opuści pływalnię i próbuje swych sił w rzece, jeziorze, morzu. Dołącza się nieraz i ćwiczenie woli, zwłaszcza woli wytrwania, mimo chłód i zmęczenie.
Zastosowania życiowe. Te dawien dawna decydowały o poważaniu, jakiem to ćwiczenie cieszyło się w opinji ogółu. Najlepszy bowiem wyraz dało jej starogreckie określenie beznadziejnego nieuka : „Ani pływać, ani pisać”. Wystarczy tu sam wzgląd na ogromne straty, jakie ludzkość ponosi przez liczne wypadki utonięcia, spowodowane brakiem umiejętności pływania u tonącego jako też nieraz wśród całego tłumu widzów, biernie przypatrujących się nieszczęściu. To też postulat obowiązkowej nauki pływania, narów ni z gimnastyką, a nawet przy zużytkowaniu na ten cel części czasu, przeznaczonego na gimnastykę (w lecie), jest dość ogólnie przyjęty i jeśli w niektórych krajach — także u nas — daleko jeszcze do jego spełnienia, przeszkoda główna leży w braku pływalni. I tu zaczyna się rozbieżność wpływów na czynniki decydujące: państwo, samorządy itp. Wychowawcy żądają jak największej ilości prostych i tanich, małych (choćby 3×10 m) pływalni, któreby umożliwiły masowe nauczanie elementów tego sposobu lokomocji. Sportowcy wołają znów o umieszczenie licznych miljonów w urządzeniach, które pozwalają na wyścigi i popisy. Jak dotąd, zwycięstwo odnoszą raczej drudzy. Lecz nie traćmy nadziei, że i głos pierwszych doczeka się uwzględnienia. Tem bardziej, że w Polsce do przytoczonych motywów przyłącza się inny jeszcze, niezmiernej wagi. Problem morski, jedno z podstawowych zagadnień bytu narodu i państwa, zniewala nas do traktowania tego ćwiczenia jako koniecznego wstępu do wioślarstwa, żeglarstwa i innych czynności, związanych z morzem. Na to nam jednak mało pomogą wyścigi pływackie.
Zarys Teorji Wychowania Fizycznego, Dr. Eugeniusz Piasecki, Lwów 1935r.
Ostatnie komentarze
Arkovski
max
Klient
Ewa
Basia
Mariola