Przygotowania olimpijskie pływaków

iplywamy 18:46

Przygotowania olimpijskie pływaków

Przygotowania olimpijskie pływaków

Sprawę przygotowań olimpijskich pływaków załatwiano dotychczas w sposób niesłychanie prosty, łatwy, tani, a zarazem skuteczny: nie robiono nic, stwierdzając z góry, iż pływacy „i tak nie będą mieli po co jechać”. Komitet Olimpijski zawsze życzliwie z góry przesądzał, iż wszelkie wysiłki będą zbyteczne, gdyż i tak pływacy minimów olimpijskich nie osiągną. Jedynie wyjątkowo w przededniu Olimpjady w Los Angeles inicjatywa zaniechania starań olimpijskich wyszła od Polskiego Związku Pływackiego, który słusznie rozumował, iż koszty wyjazdu za ocean są tak ogromne, że nie można liczyć na to, by ktokolwiek z pływaków nadawał się do wysyłania na Igrzyska.

Takie stawianie sprawy, jak dotąd, było korzystne dla innych działów sportu, gdyż odciążało na ich rzecz budżet przygotowań przedolimpijskich. Było to jednak z widoczną szkodą dla samego pływactwa. Jest bowiem rzeczą zupełnie oczywistą, iż obozy i treningi przedolimpijskie, choćby w końcu żadnego olimpijczyka nie wyłoniły, jednak swój efekt w podniesieniu klasy dać musiały.

Z drugiej jednak strony trzeba się też z tem liczyć, że niema nic bardziej demoralizującego dla zawodników, jak urządzanie treningów, obozów i innych przy-gotowań, w czasie których od kandydatów wymaga się dużego poświęcenia i wysiłku, a po których wszyscy, jak jeden mąż zostają w domu, i nikt nie otrzymuje tej jedynej nagrody za wysiłek, jaką jest w sporcie amatorskim interesujący wyjazd. Dlatego też wszelkie obozy przed olimpijskie należy nieodwołalnie łączyć z inną imprezą, np. meczem międzypaństwowym, mającym się odbyć bezpośrednio przed Igrzyskami. Przy takim połączeniu lwia część dobrze pracujących zawodników otrzymuje swą nagrodę za pracę nagrodę o charakterze moralnym—satysfakcja z powodu udziału w reprezentacji, i o charakterze pół materjalnym — przyjemny wyjazd. Dla elity, bardzo nielicznej, nagrodą wyższego stopnia byłby udział w Igrzyskach Olimpijskich. W ten sposób praca większości uczestników obozu będzie miała jakiś cel widomy, wysiłek będzie uwieńczony jakimś wynikiem. Tego rodzaju mecz międzypaństwowy musi być urządzony zagranicą (spotkanie w kraju jest zbyt małą atrakcją), i to nie tylko ze względu na konieczność zdopingowania zawodników, ale również i dlatego, że tylko spotkanie poważne, na obcym terenie, w wielkich zawodach, wobec licznej publiczności, będzie dla kandydatów olimpijskich odpowiednim egzaminem, a zarazem wprawką na częściowe chociaż pozbycie się tremy. Wiadomą jest bowiem rzeczą, że wykazywanie minimów wobec swojej komisji sędziowskiej, na swoim boisku, bez zawodów, bez publiczności, bez tremy, nie posiada większej wartości dowodowej. Takie próby (innych się u nas na ogół nie stosuje) są tylko miarą tego, do czego zawodnik zdolny jest w najkorzystniejszych warunkach psychicznych i bez konkurencji. Nie dają zaś sprawdzianu wartości bojowych zawodnika i jego zdolności powtórzenia tego samego wyniku w czasie igrzysk.

Przygotowania olimpijskie pływaków

Panuje u nas zupełnie błędny pogląd, iż przed wielkiemi spotkaniami, nie należy zawodników przemęczać zawodami mniejszemi. Pogląd ten, może słuszny w boksie, nie da się utrzymać, jeżeli chodzi o pływanie. Właśnie przed wielkiemi zawodami konieczne jest urządzanie mniejszych, na jaki tydzień przed tem, aby mieć niejako próbę generalną, aby dać zawodnikom możność t.zw. „rozkręcenia się”, które jest niezbędne dla osiągnięcia maksymalnej formy. Oczywiście, zawody te powinny być tak urządzone, by zawodników nie przemęczały.

Urządzanie obozu przedolimpijskiego nie może się obyć bez określenia minimów, stanowiących „paszport olimpijski” zawodnika. Nie można taić, że minima te muszą być w obecnych czasach dla pływania bardzo wysokie, i nawet w teorji dla mało którego z naszych mistrzów dostępne. Jest rzeczą oczywistą, że zawodnik wyznaczony na obóz, który ma przed sobą minimum tak wygórowane, iż przy największym optymiźmie nie może marzyć o jego uzyskaniu, będzie pracował marnie, lak, jak marnie i bez zapału musi pracować każdy, kto wie, że praca jego jest beznadziejna. I dlatego tylko połączenie obozu przedolimpijskiego z przygotowaniami do ważnych spotkań międzypaństwowych da każdemu z uczestników widomy cel pracy i pracy tej nie będzie tłumiło widmo beznadziejności.

Sport pływacki należy do rzędu tych, w których wyniki występują bardzo niespodziewanie. Postępy młodzieży w wieku 15— 18 lat są nieraz błyskawiczne. Znane są wypadki, gdy trzeciorzędny junior w ciągu roku staje się asem światowej sławy. Wprawdzie dzieje się to przeważnie w Ameryce, gdzie chyba jest jakieś inne powietrze, sprzyjające wynikom, (u nas jakoś to się nie trafia), jednak na znaczne skoki formy liczyć zawsze należy. Dlatego też jakiekolwiek dyskutowanie na temat liczbowego (a tembardziej imiennego) składu przyszłej ekspedycji olimpijskiej wcześniej, niż na 6 — 8 miesięcy przed wyjazdem, jest niepoważne. W okresie obecnym można robić co najwyżej wyliczenia oparte na teorji prawdopodobieństwa: możemy dziś liczyć, że nie jest prawdopodobne, by w ciągu dzielących nas od Igrzysk berlińskich 18 miesięcy, „wyskoczyło” więcej, niż tylu a tylu nieznanych obecnie asów.

Przygotowania olimpijskie pływaków

Trzeba również liczyć się z naszym rezerwuarem amerykańskim. Jeżeli zważymy, że w ostatnim roku pierwsze i trzecie miejsca w mistrzostwach Stanów Zjednoczonych zajęli Polacy (rekordzista świata., pogromca rekordów Weissmullera Fick i znany w Warszawie Chrostowski)— musimy zdać sobie sprawę, że materjału na olimpijczyków za oceanem mamy dość. Takich pływackich „walasiewiczówien” możemy wyszukać parę. Choć tu i ówdzie padnie zarzut, że popisujemy się w Berlinie narybkiem nie swego chowu, to w żadnym razie te ciche głosy po kątach nie zanulują wielkiego efektu, jaki dać nam mogą ewentualne zwycięstwa olimpijskie. Taki Fick w swoim czasie zgłosił się sam do naszego Konsulatu w New Yorku, z propozycją powrotu do Polski, i… został odprawiony z kwitkiem, a Chrostowski był już w Polsce. Poza nimi liczy Polonja amerykańska cały szereg innych świetnych zawodników, z niejakim Sienkiewiczem, 16-toletnim chłopcem na czele. Zresztą wiemy dobrze, że wszystkie państwa chętnie czerpią z bogatych zasobów sportu amerykańskiego, wyławiając z nich swych emigrantów. Wystarczy wymienić pływaka Spence’a, występującego na olimpjadach w barwach Kanady, Roncarelli’e-go, będącego filarem włoskiej reprezentacji hokejowej, Ritolę i wielu, wielu innych. Pierwszym krokiem w kierunku podniesienia formy naszych pływaków będzie zwiększenie, i to wielokrotne, liczby naszych spotkań z zagranicą. Wobec aktualnych stosunków sportowych z Niemcami, nie potrzebujemy na przyszłość obracać się ciągle dookoła jednego tylko przeciwnika, jakim byli dla nas dotąd Czesi, a możemy ściągać do Polski klubowe drużyny niemieckie i węgierskie, czy też wysyłać naszych zawodników na prowincje obu tych naszych a arcysilnych w pływaniu sąsiadów. Występy naszych asów na prowincji węgierskiej czy niemieckiej, mogą być zupełnie udane, a wynik sportowy, to jest podciągnięcie się klasy bardzo wydatny.

Przy przygotowaniach przedolimpijskich trzeba postawić sobie jako naczelną zasadę, że same obozy i treningi, bez zawodów częstych i z coraz lepszym przeciwnikiem zagranicznym, są bez wartości. Żadna praca przygotowawcza, nie poparta dopingiem perspektywy wielkich spotkań, efektu nie da. Tak sam jak nie można puszczać się na te spotkania bez przygotowania, tak samo same przygotowania obozy nieuwieńczone zawodami. są wyrzucaniem pieniędzy

T.Sem, Start nr 3-4, 1935r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiemnaście − 10 =