Uczmy się pływać – nowelka

iplywamy 09:38

Uczmy się pływać – nowelka

uczmy sie plywac

Nie minęło nawet pół roku od momentu, w którym pan Jerzy i pani Stasia pobrali się, zawierając jedno z najpiękniejszych małżeństw z miłości, jakie znałem — gdy już oboje małżonkowie zaczęli się serdecznie nienawidzić. Niezgodność bowiem charakterów obojga była tego rodzaju, że na żadnym punkcie nie mogli między sobą dojść do porozumienia.

Jeśli chodzi o spędzenie wakacyj, to też ta sprawa wywołała poważne u nich nieporozumienie. W końcu obydwoje po dłuższych targach i kłótniach zadecydowali, że spędzą je w pewnej miejscowości klimatycznej, położonej nad brzegiem ładnego jeziora.

Ale zaraz po przybyciu na miejsce, nieporozumienia wybuchły na nowo. Pani Stasia, zobaczywszy, że mąż zaraz od rana kładzie się W hamaku w ogrodzie i spędza czas na dolce farniente, wpadła w złość.

— Cóż ty sobie wyobrażasz? — zawołała. — Czy urlop jest po to, aby go spędzić zupełnie w bezczynności? Przecież powinieneś się ruszać, chodzić, robić wycieczki, a nie tak leniuchować! Jak to wygląda, żeby mężczyzna w twoim wieku był takim entuzjastą lenistwa…!

Pan Jerzy milczał i nic nie odpowiadał. Postanowił bowiem przybrać taktykę biernego oporu.

Ponieważ jednak te wymówki powtarzały się niemal co chwila, zirytowało go to w końcu. Zdecydował się na pójście za radami żony i rzeczywiście coś robić.

W ciągu paru dni odbył kilka tajemniczych wizyt w zarządzie zdrojowiska, no i jednego poranku rzekł do żony tak:

— Widzisz, zarzucasz mi, że spędzam swój czas na lenistwie. Otóż teraz nie będziesz mi mogła tego powiedzieć, gdyż znalazłem dla siebie nadzwyczajne zajęcie! Zobaczysz, coś cudownego!

—- Co…? — zawołała nieco zdumiona.

— Masz zamiar tu pracować?

A tak. Będę właśnie pracował. Począwszy od jutra zostaję — nauczycielem pływania na plaży!

— Ty? Ale ty nie umiesz wcale pływać.

— To nie ma najmniejszego znaczenia. Można nie umieć samemu pływać, ale jednak potrafić kogoś uczyć tej sztuki. Zresztą zobaczysz.

I rzeczywiście, na drugi dzień pan Jerzy, ubrany w kostium kąpielowy oraz wzorzysty płaszcz zaczął sic przechadzać po plaży i udzielać lekcyj pływania. Kupiony w przeddzień podręcznik pouczył go, kiedy i przy jakich okolicznościach należy używać odpowiednich terminów technicznych, a co do reszty, to dopomógł mu tupet oraz pewność siebie.

Pani Stasia nie mogła wyjść z zdumienia, w jaki sposób mąż jest na tyle bezczelny, żeby zajmować się tego rodzaju funkcją. Oczywiście od razu zrozumiała powód tego. Chodzi mu po prostu o to, aby być jak najdalej od swej żony, i jak najbliżej rozmaitych pięknych dziewcząt, których sporo kręci się stale po plaży.

Na złość tedy temu „łajdakowi” postanowiła przychodzić także stale na plażę i trzymać się męża jak najbliżej, nie opuszczając go ani na krok.

Wówczas pan Jerzy wpadł na inny pomysł. Skonstruował rodzaj tratwy, przywiązanej do brzegu na długiej lince stalowej i umieściwszy się na tym „wehikule wodnym“, pływał teraz w przyzwoitej odległości od brzegu. Pani Stasia nie mogła go obecnie dosięgnąć, jako, że biedaczka sama nie umiała pływać.

Musiała zostać na lądzie i patrzeć jak mąż leżąc na trawie, opala się, czy też udzielała lekcyj pływackich, czysto zresztą teoretycznych, rozmaitym kąpiącym się Najadom.

No i pani Stasia postanowiła się zemścić. Udała więc, że mąż jej nic nie obchodzi i że wcale się nim, nie interesuje. Pan Jerzy natomiast był dumny z takiego obrotu sprawy, gdyż przypuszczał, że jego sposób postępowania nareszcie nauczy żonę „rozumu“.

Nie myślał jednak wcale, że pani Stasia przygotowuje w cichości swój rewanż. Mianowicie zaczęła się — uczyć pływać. Och, nie na tym brzegu jeziora, no naturalnie, lecz na innym, oddalonym od tej plaży o parę kilometrów. Pracowała usilnie od rana do wieczora, a ponieważ była bardzo wysportowana, więc za trzy tygodnie umiała już pływać i to wcale nic źle.

Gdy to nastąpiło, przyszła pewnego poranku na plażę, okupowaną przez męża t rzuciwszy się do wody, podpłynęła pod tratwę. Wtedy nagle zaczęła krzyczeć, i udawać, że tonie.

Krzyki: „Na pomóc! Tone!“ oczywiście zelektryzowały całą plażę. Wszystkie oczy momentalnie zwróciły się na mistrza sztuki pływackiej, oczekując z jego strony wydajnej a bezpośredniej akcji.

Tymczasem biedny pan Jerzy stał na tratwie, jak na rozżarzonych węglach.

Co robić? Przecież nie umie pływać! Ale tu tonie jego żona, żona, którą mimo wszystko szalenie kochał…! Przyznać się teraz wobec zgromadzonego tłumu ludzi, że nie umie pływać, było czymś okropnym. Ale toby może uratowało żonę… Natomiast jeśli nie przyzna się i rzuci się w fale, utonie razem z swoją Stasia. Raczej jednak to drugie, niż pierwsze! Trudno! Niech się dzieje, co chce. I nie wiele myśląc, rzucił się w odmęty wodne.

Tymczasem pani Stasia, udając ciągle, że tonie, podpłynęła już całkowicie ku tratwie. Widząc zaś, że mąż jej rzuca się do wody, pomimo, że nie umie pływać — uznała to za dowód nie tylko wielkiego bohaterstwa, ale wielkiej miłości wobec niej.

Kilka, machnięć ręką,, a już była przy mężu, który łyknąwszy sporo wody, szedł powoli na dno. Wtedy chwyciła go mocno i podpłynąwszy do tratwy, wciągnęła go na nią.

Nikt z przyglądających się temu wydarzeniu nie zauważył prawdy, to znaczy faktu, iż tonąca wyratowała mistrza pływackiego. Nikt też nie domyślił się, że cały wypadek zmienił w cudowny sposób całe dotychczasowe nastawienie małżonków do siebie.

Na drugi dzień obydwoje opuścili tę miejscowość, zakochani w sobie jak nigdy. Przebaczyli sobie swoje podstępy i złośliwości, uznając, że jednak zawsze się kochali, czemu dali dowód w takim dramatycznym momencie: on, rzucając się na ratunek żony mimo, że nie umiał pływać, ona zaś, ratując męża z odmętów wodnych…

Cały zaś ten incydent obydwoje nazwali: Wyciągnięciem miłości z wody. Miłości, która prawdę mówiąc, już poważnie tonęła...

Kurier Wieczorny nr 99, Katowice 10.04.1938 rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia + 13 =