W dzisiejszych warunkach zdaje się należycie już oceniamy dobroczynny dla rozwoju dziecięcych organizmów wpływ słońca i powietrza. Wyprowadzenie dziatwy szkolnej na otwarte powietrze, poddawanie jej działaniu promieni słonecznych uznaliśmy już wszyscy, jako najważniejsze warunki powodzenia naszych usiłowań w wychowaniu fizycznem. I jakkolwiek jeszcze tu i ówdzie pokutują stare przesądy o przeziębianiu się wskutek wietrzenia klas, albo też ćwiczeń w dnie chłodniejsze na otwartem powietrzu, jakkolwiek jeszcze często uważa się dziecko w kostjumie gimnastycznym za nieprzyzwoicie odziane — to w większości wypadków umiemy przekonywać oponentów o konieczności właśnie „obnażania”, aby udostępnić działanie słońca i powietrza na możliwie wielkie powierzchnie skóry.
Gorzej przedstawia się sprawa oddziaływania trzeciego niezmiernie ważnego czynnika — mianowicie wody. W ogóle w szkole, a w szczególności w szkole powszechnej, nawet tam, gdzie jest w pobliżu woda, o jakiejś racjonalnej nauce pływania nie myśli się nawet, bo i jakże o tem myśleć. Po pierwsze kąpać się można dopiero wtedy, gdy święty Jan Chrzciciel wodę ochrzci, a więc dopiero 24 czerwca, to znaczy na parę dni przed zakończeniem roku szkolnego. Wcześniej nie można, bo jest za zimno, a i jesienią we wrześniu kąpiel jest niebezpieczna. Po drugie, jeżeli nawet jest woda, to przecież niema najczęściej ani łódki, ani pomostu, ani linek i pa-sów — słowem żadnych warunków do nauczania pływania. Wreszcie, po trzecie: jakże można uczyć pływać wtedy, gdy ma się np. w oddziale II-im 65-cioro młodych obywatelek i obywateli dostatecznie niesfornych, aby nie można było utrzymać ich w ręku. Przecież w jednej kąpieli utopi się pięcioro i ani się człowiek nie doliczy braku, chyba, że zostanie po topielcu ubranie, jako widomy znak.
Naturalnie wszystko to są argumenty niezmiernie ważkie. Ja dorzuciłbym do nich jeszcze jeden, że i czasu właściwego na naukę pływania niema, bo przy wymiarze 30 minut tygodniowo, przeznaczonych na ćwiczenia cielesne, jakże można nawet marzyć o nauczeniu dziatwy pływania, jeżeli przytem mamy wodę już choćby tylko o pół kilometra od szkoły.
Przeszkód tyle, że nawet fanatykowi pływania odechciałoby się pewnie rozpoczynać z niemi walkę, gdyby nie pewne maleńkie — ale! I to „ale” wcale nie z tej kategorii, o której Marszałek Piłsudski powiedział, że „jeżeli ci ktoś mówi że głową muru nie przebijesz, to ty mu nie wierz i wal dalej!” — broń Boże! „Ale”, które mam na myśli, nie wymaga woale tak wielkiego wysiłku. Ot, po prostu, trzeba spokojnie rozważyć wszystkie istniejące możliwości i rozplanować sobie robotę, a na to każdego z nas stać.
Obalmy najpierw wymienione już powyżej przeszkody. Pierwsza: jeżeli odrzucimy wierzenia ludowe, a przyjrzymy się sprawie realnie, to przecież nie tylko przed 24 czerwca, ale i przed 24 maja kąpiel będzie możliwa. Jeżeli bowiem uważamy za
możliwą kąpiel już w wodzie o ciepłocie 12° to taką ciepłotę często i w kwietniu możemy mieć. Naturalnie, w wodzie o takiej ciepłocie nie możemy pozostawać długo, a dziatwa młodsza może nawet być narażoną na pewne niebezpieczeństwa, ale przy ostrożnem wprowadzaniu i stopniowaniu czasu przebytego w wodzie — jest to możliwe. Nie jest tu obojętną również i ciepłota powietrza, a przecież dnie o temperaturze powyżej 15° nawet w roku bieżącym już mieliśmy. Powiedzmy sobie zatem, że pierwsza trudność właściwie nie istnieje, bo zresztą wcale nie będę nalegał, aby nauka pływania odbywała się przynajmniej przez miesiąc.
Drugą ważną przeszkodą ma być brak jakichkolwiek urządzeń do nauki pływania. Przeszkoda ta do niedawna istniała rzeczywiście i była nie do przebycia, bo kwestia urządzeń, to kwestia funduszów, o (które bardzo trudno. Przy dzisiejszych jednak metodach nauki pływania wszelkie potrzebne urządzenia sprowadzają się do wybrania i dokładnego wyznaczenia miejsca, na którem ma się nauka odbywać. I jeżeli potrafimy wybrać i dokładnie oznaczyć teren wodny, na którym głębokość nie przekroczy wysokości łokci (ściślej — przepony) dziatwy — to -mamy wszystko, co potrzeba do nauki pływania. Jest rzeczą zrozumiałą, że takie kąpielisko musi być dokładnie zbadane, aby na dnie jego nie było nagłych zagłębień, w które dziecko mogłoby znienacka wpaść i co najmniej nabawić się przestrachu, stracić zaufanie do wody. Oznaczenie kąpielisk najlepsze przy pomocy kołków wybitych w dno i połączonych z sobą na powierzchni wody witkami, albo linką.
Przy takiem urządzeniu odpadnie i trzecia przeszkoda, bo dziatwę wprowadzamy jak gdyby do kojca napełnionego wodą. Poza ogrodzenie w czasie nauki pływania nikomu wychodzić nie wolno, choćby pływał jak ryba, a to w celu utrzymania należytej karności i nie stwarzania precedensu łamania zakazu. Ci lepiej pływający będą nam pomocni przy nauczaniu innych, a ponadto, jeżeli mamy oddział w kąpieli i przy nauce, to nie wolno nam nikogo tracić z oczu, pamiętać bowiem musimy o tem, że jesteśmy za całość dziatwy odpowiedzialni, a nawet najlepszy pływak może ulec jakiemuś wypadkowi i potrzebować naszej pomocy. Najczęściej lepiej pływający mogą dłużej przebywać w wodzie, możemy im przeto pozwolić po ukończonej nauce odpłynąć nieco dalej w swojem towarzystwie, bądź też obserwując ich z brzegu, w każdej chwili gotowi do dania im pomocy.
Najtrudniej przyjdzie nam obalić czwartą przeszkodę, mianowicie brak czasu, ale spróbujemy i tego. Trzeba sobie tylko powiedzieć, że „wedle stawu grobla”. Jeżeli dysponujemy większą ilością czasu, to jako cel ostateczny postawimy sobie nauczenie pływania. Jeżeli natomiast przy obliczeniu czasu okaże się, że dysponujemy minimalnemi jego ilościami, wtedy celem naszym będzie oswojenie dziatwy z wodą i zachęcenie do przebywania w niej, czyli wstęp do właściwej nauki pływania. Już z praktyki mogę powiedzieć, że taki wstęp przed wakacjami zapewni nam miłą niespodziankę po wakacjach: znaczna część dziatwy opanuje sztukę pływania w czasie wakacyjnym.
Tak oto rozprawimy się z trudnościami. Jednak są dwa warunki, bez których marzyć nie możemy o pokonaniu trudności, a to: umiejętność pływania i umiejętność nauczania. Bez tych dwu warunków cała praca nie da się pomyśleć.
Jeżeli natomiast posiadamy sztukę pływania, a mamy dobrą wolę i zrozumienie ważności tej sztuki, to umiejętność nauczania w najprymitywniejszych warunkach nabędziemy z łatwością, zapoznawszy się tylko i wypróbowawszy na sobie sposoby nauczania, odpowiednie dla dziatwy, a możliwe do zastosowania wszędzie tam, gdzie tylko istnieje jakakolwiek woda.
O sposobach tych już pisał „Start” w roku u- biegłym zresztą ramy artykułu nie pozwolą na szczegółowe ich omówienie, przeto odsyłając zainteresowanych do odpowiednich podręczników, tutaj podam tylko najważniejszą zasadę.
Nauka pływania zasadza się na wyuczeniu wyczuwaniu oporu wody i wykorzystaniu tego oporu do utrzymywania się i posuwania po w odzie. Ruchy potrzebne do tego możemy śmiało pozostawić na koniec nauki. Dziecko samo ich się nauczy a dobierze sobie najodpowiedniejsze do swej budowy. Drogą zabaw w wodze, które tyle radości dzieciom sprawiają, przyzwyczajmy dziecko do tego, że woda jest przyjemnym żywiołem, że woda niesie ciało ludzkie i wcale go nie topi, że zanurzenie twarzy w wodzie, albo też zanurzenie całej głowy wcale nie równa się utopieniu, ale na odwrót — właśnie wydatnie wspomaga utrzymywaniu ciała na po-wierzchni wody.
Każdy, kto kiedykolwiek próbował takiej nauki, wie dobrze, że od tych przyzwyczajeń do całkowitego pływania już tylko krok i wtedy do działania słońca i powietrza, dodamy trzecie dobrodziejstwo przyrody — wodę.
M. Krawczyk
Dwutygodnik Ilustrowany Start, Nr 9, maj 1932r
Ostatnie komentarze
Arkovski
max
Klient
Ewa
Basia
Mariola