Czy topienie się jest rzeczą przyjemną czy przykrą?

iplywamy 11:06

Czy topienie się jest rzeczą przyjemną czy przykrą?

ratowanie tonacych fot. NAC

Pokaz ratowania tonących przez funkcjonariuszy komisariatu wodnego na Wiśle. Rok 1919-1939; fot. NAC;

Tą kwestią zajmowało się niedawno jedno z pism francuskich, opisujące wrażenia rozmaitych osób, które się topiły, lecz później powróciły do życia.

Przede wszystkim zasługuje tu na uwagę opowiadanie Amerykanina Hartleya, który uczucia doznane podczas topienia, określa jako wcale przyjemne.

— Nasamprzód — mówi on podpadłem w stan półprzytomny. Widziałem rodzinę i przyjaciół: obejmowali mnie i płakali nade mną. Czułem, że się topię, lecz nie doznawałem uczucia żalu i rozpaczy. Na to widocznie nie było czasu. Zapytywałem sam siebie, czy odnajdę moje ciało, wyobrażałem sobie swój własny pogrzeb, słyszałem nawet grudki ziemi, padające na trumnę. W uszach mi dzwoniło, miałem wrażenie iż słyszę dzwony kościelne, a równocześnie miałem silne wrażenie wzrokowe: prześliczne kombinacje barw.

Czułem, że jestem oczarowany sceną, rozwijającą się przed mymi oczyma, żywą, ruchomą. Zdawało mi się, że patrzę w wielkie lustro, w którem odbija się wszystko, co tylko może sobie wyobrazić fantazja podniecona. W ostatniej fazie świadomości uderzała mnie zwłaszcza piękność świata. Wszystkie dysonanse ustąpiły, na ich miejsce przyszła muzyka słodka, upajająca, najcudniejsza, jaką sobie można wyobrazić. Znalazłem się w jakiejś przepięknej okolicy owianej światłem jasnym, spokojnym, nie było tu ani gorąco, ani zimno… coś, jak gdyby cudny dzień jesienny. Potem uniosłem się nad ziemię… wzlatałem coraz wyżej, patrząc na świat, ścielący mi się pod stopami. Aż na koniec — pustka, ciemność, nic.

Doświadczenia te potwierdza i drugi topielec, admirał Beaufort, który jako młody chłopiec w Portsmouth wpadł z okrętu w morze. Opowiada on:

— Próbowałem się ratować. Nie umiałem pływać. Spostrzegłszy, że wysiłki moje są daremne, dałem spokój. Od chwili, gdy przestałem się męczyć, uczucie spokoju i beztroski zastąpiło burzliwe wrażenia, które cisnęły się na mnie ze wszystkich stron. Można by to nazwać apatią, lecz nie rezygnacją, gdyż zdawało mi się, że topienie się nie należy do rzeczy przykrych. Nie myślałem już o ratowaniu się, nie odczuwałem żadnego bólu ani przykrości. Przeciwnie, wrażenie miałem raczej miłe, przypominające stan przed zaśnięciem, po wielkim zmęczeniu fizycznym, gdy sen przychodzi sam, nie wołany.

Obaj godzą się w tern, że topienie się nie jest przykrem. Obaj też godzą się co do innej rzeczy: że mianowicie powrót do życia jest nad wszelki wyraz bolesnym. „Zmartwychwstanie było dla mnie nader przykrem“ — powiada Hartley, a Beaufort oświadcza:

— W chwili, gdy zacząłem przychodzić do siebie, doznałem wrażeń, wprost przeciwnych tym, które mi towarzyszyły podczas topienia się. Umysł mój zajmowała jedna tylko myśl: myśl, że się topię, podczas gdy topiąc się naprawdę, odczuwałem cały szereg wrażeń, jasnych i zdecydowanych, a przyjemnych i nie mających nic wspólnego ze śmiercią. Teraz przygniatała mnie straszliwa trwoga, uczucie, że nie mogę się bronić, zmora usiadła mi na piersiach, mózg nie mógł wytworzyć ani jednej myśli jasnej, prócz tej, że się topię. Nigdy myślenie nie przychodziło mi tak trudno, jak wtedy, gdy musiałem sobie uświadomić, że żyję naprawdę. Zamiast uczucia błogości, jakie miałem podczas topienia się, odczuwałem ból, torturujący całą moją istotę.

Zupełnie odmienne wrażenie odniósł lekarz angielski Lowson, który w r. 1903 znajdował się na statku płynącym do Kolumbii i został przez gwałtowny wicher wrzucony w morze.

Machinalnie począł oddychać, potem usiłował wstrzymać się od oddychania, gdyż zamiast powietrza wprowadzał do płuc wodę. Czuł straszliwy ból fizyczny, górujący nad wszelkimi innymi wrażeniami. Miał wrażenie, iż zarzucono mu na szyję pętlę, która powoli się zaciska. Wrażenie było tak silne i tok przekonywujące, iż przez chwilę zdawało się Lowsonowi, że naprawdę go wieszają i że pęka mu stos pacierzowy. Po paru rozpaczliwych wysiłkach, zaczął znowu oddychać wodą i tracić przytomność. Przez mgłę przebijało się jednak straszne wrażenie, iż się dusi, w miarę, jak kwas węglowy, gromadząc się we krwi, dopełniał dzieła.

Na koniec, w ostatniej chwili przed utratą przytomności zauważył ów lekarz, że wysiłki celem wdychania i równoczesne połykanie wody morskiej coraz częściej się powtarzają. Ilekroć próbował odetchnąć, usta napełniały mu się wodą, musiał ją połykać. I w tej chwili — jak opowiada — miał wrażenie bardzo miłe.

Co się stało dalej? Lowson nie wie. Dość, ze po krótkim czasie odzyskał przytomność i znalazł się na powierzchni wody. Odetchnął gwałtownie kilkanaście razy i zaczął płynąć. Brzeg był niedaleko, wkrótce wylądował. Tam rozpoczął oddawać wodę, którą połknął. Lowson przypuszcza, że znajdował się pod wodą około 2 minut. Tak więc Lowson nie jest zdania admirała Beauforta, iż topić się jest przyjemnie, zaś powracać do życia — przykro.

Po Pracy nr 42, 19 października 1917 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwanaście − sześć =